Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Świat patrzy na Austrię i jej polityczny eksperyment z Zielonymi

Kanclerz Austrii Sebastian Kurz i lider Zielonych Werner Kogler Kanclerz Austrii Sebastian Kurz i lider Zielonych Werner Kogler Lisi Niesner/Reuters / Forum
Austriacy mają nowy rząd. Za jego sprawą oczy całej Europy zwróciły się w stronę tego niewielkiego alpejskiego kraju. To nie pierwsza taka okazja.

Niemal dokładnie 20 lat temu, 5 lutego 2000 r., informacja o przypieczętowaniu koalicji konserwatystów z Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP) ze skrajnie prawicową FPÖ Jörga Haidera znalazła się na czołówkach większości gazet świata.

Czytaj też: Czarno-zieloni, czyli koalicje wrogów

Skandal na Ibizie

Austria stała się niechlubnym pionierem: nie tylko jako prekursorka prawicowego populizmu jako takiego, lecz także jego wpuszczenia na salony. Ówczesny rząd spotkały sankcje dyplomatyczne krajów Unii Europejskiej, z których musiały się zresztą później jak niepyszne wycofać. Dzisiaj populiści różnej maści współrządzą w wielu krajach wspólnoty i nikt się już temu nie dziwi. W Austrii byli znowu u władzy do maja 2019 r., kiedy wylecieli z hukiem po aferze taśmowej kompromitującej wicekanclerza i szefa partii Hansa-Christiana Strachego. Został przyłapany, jak na Ibizie negocjował korupcyjny układ z podstawioną osobą udającą rosyjską biznesmenkę.

W październiku odbyły się przyspieszone wybory, w których zatriumfowali (37 proc.) konserwatyści z ÖVP pod wodzą 33-letniego Sebastiana Kurza. Był on kanclerzem przez ostatnie dwa lata, przewodząc koalicji ze Strachem i jego FPÖ.

Czytaj też: Zielonych niesie globalna moda na eko, w Szwajcarii też

Zieloni zamiast populistów

Po ogłoszeniu 2 stycznia umowy koalicyjnej nowego rządu Wiedeń znowu znalazł się w centrum uwagi – jako polityczne laboratorium czy też arena pilotażowego projektu przyszłości. Zwycięzca tym razem dobrał sobie bowiem innego koalicjanta – zamiast skrajnej prawicy u jego boku miejsce zajęli Zieloni.

Jeszcze kilka lat temu, nie tylko w Austrii, sojusz konserwatystów z zielonymi był nie do pomyślenia. Ale dzisiaj wielu widzi w nim wyraz nowych trendów politycznych. Rozdrobnienie powoduje, że konieczne stają się egzotyczne koalicje. Pojęcia lewicy i prawicy tracą na znaczeniu pod wpływem nowych konfliktów i linii podziału. Zaś pogłębiająca się polaryzacja powoduje, że dogadanie się ponad podziałami to być może jedyny sposób na utrzymanie pokoju społecznego.

Urok turkusowo-zielonego (od barw obu partii) partnerstwa zawartego przez Kurza z szefem Zielonych Wernerem Koglerem polega właśnie na tym, że zdaje się ono otwierać drogę do nowej politycznej ery. Z napięciem na Wiedeń patrzy zwłaszcza Berlin, gdzie podobna konstelacja to najbardziej prawdopodobny wariant rządu po zbliżającym się końcu ery Merkel.

Małgorzata Tracz: Nadchodzi zielona fala

Kurz jak śmierć z kosą

Sukces wiedeńskiego eksperymentu nie jest w żadnym razie przesądzony. Najwięcej zależeć będzie od Kurza, polityka o bezprecedensowo silnej pozycji na austriackiej scenie politycznej. Kurz zawdzięcza ją ogromnemu talentowi medialnemu, perfekcyjnej strategii komunikacyjnej i słabości pogrążonej w kryzysach konkurencji. FPÖ liże rany po skandalu korupcyjnym i wyrzuceniu Strachego ze swoich szeregów, socjaldemokraci – jak w całej Europie – nie wiedzą, dokąd zmierzają, a Zieloni dopiero wrócili do parlamentu po okresie niebytu.

Jeśli Austria jest dzisiaj symbolem polityki nowego typu, to przede wszystkim właśnie za sprawą samego Kurza: pozbawionego trwałych poglądów i skrupułów telegenicznego lidera, który jest przedmiotem balansującego na granicy kiczu i kultu uwielbienia części mediów i opinii publicznej, a także postrachem konkurentów. Jedna z karykatur przedstawia go jako śmierć z kosą, która po odwiedzinach u socjaldemokratów i skrajnej prawicy puka teraz do drzwi Zielonych...

Czytaj też: Niemcy walczą o planetę i są mocno podzieleni

Zimna kalkulacja

Nic nie wskazuje na to, aby sojusz z Zielonymi był dla Kurza wymarzonym projektem do realizacji politycznego programu na miarę nowych wyzwań. To raczej zimna kalkulacja doprowadziła go do rządu z Koglerem, a nie idee. Kurz bez wątpienia wolałby kontynuację koalicji z populistami, której bilansem rządów nie omieszkał się otwarcie pochwalić przy prezentacji swojego nowego gabinetu... Gdyby nie afery w resortach FPÖ, od odpowiedzialności za które jakimś komunikacyjnym cudem udało się Kurzowi całkowicie odciąć, współpracy ze Strachem nie miał nic do zarzucenia: łączyła ich twarda linia w sprawach migracji i nacisk na kwestie bezpieczeństwa wewnętrznego.

Ale kontynuacja tego mariażu po wygranych jesienią wyborach byłaby dla Kurza obciążeniem w Europie, gdzie po wyborach europejskich wiatr wieje w inną stronę: walki o klimat, zrównoważony rozwój, przeciwdziałanie nierównościom. Ambicje Kurza nie kończą się z pewnością na Austrii, a o image potrafi on dbać jak nikt inny. Koalicja z wolnościowcami z FPÖ zawsze pozostaje dla niego otwartą opcją – zwłaszcza że pod nowym przywództwem próbują oni budować profil partii tradycjonalistycznej, ale nie skrajnej. Tak więc jeśli turkusowo-zielonemu eksperymentowi powinęłaby się noga, Kurz pozostanie mocno w siodle.

Czytaj też: Europa ogłasza wielki plan ratowania klimatu

Każdy robi swoje

Taki scenariusz jest prawdopodobny. Świadomy swojej siły Kurz nie będzie skłonny do zbyt daleko idących kompromisów z Zielonymi, którzy po negocjacjach koalicyjnych mają kaca, zanim jeszcze wystrzeliły korki od szampana. Wielu uważa, że w kluczowych dla nich sprawach – ochrony klimatu i przejrzystości państwa – zobowiązania wspólnego rządu są mgliste i ulotne. Zaś konserwatyści siedzą w rządzie zdominowanym przez najbliższych zauszników Kurza (z ministrem finansów Blümelem na czele), za większością kluczowych sterów.

Wprawdzie Zielonym przypadł superrsort energii i klimatu, ale co z tego, skoro o najważniejszym ich postulacie – podatku od emisji CO2 – ostatecznie decydować będzie resort finansów? Zaś konserwatyści chełpią się zapowiedziami obniżek podatków i polityki „zero długów”? Koalicjanci – jak zwraca uwagę austriacki ekspert z think tanku Carnegie Stefan Lehne – przyjęli też niekonwencjonalne podejście w zawartym przez nich porozumieniu: nie szukali na siłę wspólnego mianownika w dzielących ich sprawach (migracje, klimat), lecz podzielili się resortami, forsując każdy na swoim „podwórku” własne priorytety. Umowa jest więc bardzo proekologiczna (piętno Zielonych), a zarazem twarda w sprawach migracji i liberalna gospodarczo.

Jak twierdzi Lehne, od tego, czy Kurz pozwoli Zielonym nie tylko zapisać ich postulaty na papierze, lecz także wprowadzić je w życie, zależeć będzie los eksperymentu. Wpływ będzie miała też koniunktura gospodarcza w Europie i powodzenie (lub nie) unijnej agendy klimatycznej. Jeśli inwestycja w Zielonych przestanie się politycznie opłacać (albo – co nie mniej prawdopodobne – oni sami rzucą ręcznikiem), Kurz nie będzie miał żadnych oporów, by spróbować innego wariantu. Niewykluczone, że za jakiś czas austriackie laboratorium wypuści nowy produkt sygnowany jego nazwiskiem.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną